edit: pomyliłem się o jedno zero
I to jest znakomity przykład jak to powinno wyglądać, nawet jeśli dziennikarzowi się to nie podoba. Fotoradar jest finansowany nie z kasy miasta, tylko przez prywatną firmę i do tego sam na siebie zarabia. Znakomicie! Dokładnie tak powinno to działać.
bepe pisze:
A rzeczywisty sens fotoradarów to zwiększanie poziomu bezpieczeństwa. Dlatego uważam, że fotoradary bezwzględnie powinny być oznakowane oraz że nie należy usuwać atrap (oczywiście także oznakowanych).
Popatrz na most Gdański. Kierowcy grzeją 120 mostem, zwalniają do 50 przed fotoradarem i dalej grzeją 120 do Babki. To jest bezpieczne? Gdyby nie wiedzieli gdzie konkretnie jest fotoradar, ale wiedzieli, że jest (bo kilka razy dostali by mandat), to jechali by 50 km/h cała trasą. Proste.
bepe pisze:
CO z tego, że wystawimy mandaty na kilkadziesiąt tysięcy złotych, jeśli i tak zginie kilkoro pieszych rozjechanych przez pędzące samochody?
No właśnie. To jest twoja teza. Teraz proszę uzasadnij w jaki sposób zamaskowane fotoradary spowodują, że zginie kilkoro pieszych przez pędzące samochody? Bo ja uważam, że jest na odwrót. Oznakowanie fotoradarów spowoduje, że kierowcy będą pędzić przez 50 km, aby zwolnić na odnicnku 100 metrów przed oznakowanym fotoradarem, a gdy spodziewają się nieoznakowanych fotoradarów, będą musieli jechać powoli na całej trasie.
Prosty rachunek. Koszt fotoradaru to powiedzmy 200 tysięcy złotych. Na trasie teren zabudowany to powiedzmy 10% (strzelam). Fotoradar działa na dystansie powiedzmy 100 metrów. Gdybyśmy chcieli zabezpieczyć cały teren zabudowany fotoradarami, to na każde 100 km, potrzebowalibyśmy na każdy kierunek po 100 sztuk, czyli koszt to prawie 50 milionów złotych! A i tak uzyskujemy bezpieczeńśtwo tylko w terenie zabudowanym.
Teraz moja propozycja. Ustawiamy 100 sztuk atrap po powiedzmy 1000 zł każda i 2 fotoradary (po jednym na jeden kierunek). Koszt całkowity 100 razy mniejszy. Efekt - ten sam (oczywiście pomijam wpływy do kasy miasta, ale to był twój argument).
Inny pomysł. Nie robimy żadnych atrap, po prostu ustawiamy dobrze zamaskowane 2 fotoradary w dowolnych miejscach na trasie. Na znakach informujemy o tym, że na trasie są fotoradary, ale nie piszemy ile (bo po co?). Znaki możemy powtarzać co 100 metrów, przed każdymi pasami itd.
Efekt? Taki sam. Koszt? Znikomy.
A teraz uzasadnij mi w jaki sposób ustawienie oznakowanego fotoradaru ma zwiększyć bezpieczeństwo, o ile nie zamierzasz ustawiać ich co 100 metrów.
[ Dodano: |8 Lis 2010|, 2010 16:50 ]
Pink pisze:
Mam taki jeden odcinek, którym jeżdżę regularnie, a który mnie nieustannie bawi, bo drogowcy chyba co jakiś czas rzucają kośćmi i jak wypadnie, taki znak stawiają. Na przestrzeni kilku miesięcy najpierw było ograniczenie do 70, potem przez pewien czas brak znaku, potem 50, następnie 30, a teraz od tego miejsca zaczyna się teren zabudowany, więc znów 50.
To jest inna bajka. Uważam, że powinniśmy zacząć od prawdziwej reformy ograniczeń prędkości, a przede wszystkim urealnienia ich. Natomiast oznakowywanie fotoradarów, dla mnie niepojęty pomysł. Wygląda to jak typowe mrugnięcie okiem do kierowców (piwo bezalkoholowe) pt. głosujcie na mnie, to oznakuje wam wszystkie fotoradary, abyście mogli grzać 200 km/h, nie narażając się zbytnio pieszym, którzy usłyszą tylko hasło 'fotoradar' i już czują się bezpieczniej... Oczywiście, że realne bezpieczeństwo, uśrednione po całej trasie, będzie mniejsze, to mało kto zauważy.