Strona 1 z 12

Cytaty książkowe

: 20 lip 2006, 2:00
autor: hafilip84
proponuje nowa zabawe... za kazdym razem gdy w jakiejs ksiazce przeczytacie cos, czym warto sie podzielic umieszczacie to w tym temacie... cytaty nie musza spelniac zadnych wymagan dotyczacych dlugosci, czy tresci... nie musza tez byc smieszne, choc moga... maja byc przede wszystkim trafne... i milo by bylo gdyby cos mowily bez znajomosci reszty ksiazki... i jeszcze jedno: z szacunku dla slowa drukowanego starajmy sie przepisywac cytaty bez pomylek... nawet ja zrobie tu wyjatek i zaczne stosowac polskie litery :>
a cel calej zabawy? prozaiczny: zachecenie wspolforumowiczow do przeczytania danej ksiazki, a w niektorych przypadkach do przeczytania jakiejkolwiek ksiazki... moim zdaniem warto :) innym celem jest pokazanie forumowiczom jak wyglada poprawny zapis w jezyku polskim... mam tu na mysli chocby sposob stawiania przecinka... wiele osob tego nadal nie potrafi... ale dosc nudzenia... zaczynamy!

na poczatek:
Andrzej Pilipiuk ''Weźmiesz czarno kure''..., wyd. Fabryka Słów, Lublin 2002, str. 22 pisze:Ludzie mają różne problemy. Niektóre z tych problemów spoczywają w ziemi. I to jest naturalne, a zwłaszcza po wsiach. Można nawet powiedzieć, że liczba spoczywających w ziemi problemów przekracza tam średnią krajową.
(...)
Ponadto w większości murowanych domów w ścianach i w piwnicach znajdowały się zamurowane problemy. O ile wioska była naszpikowana problemami, o tyle szczególne ich zagęszczenie występowało w gospodarstwie starego Józefa Paczenki.
Siedem problemów z czasów okupacji i okresu utrwalania władzy ludowej spoczywało w jego ogrodzie i wąchało kwiatki od spodu. Problemy miały rany od broni palnej i siecznej, i nie żyły. Trochę problemów zakopano w stodole. Problemy te można określić z grubsza jako broń palna i amunicja do niej. Na strychu chałupy znajdował się niewielki problem w postaci kotła i systemu rurek służących do skraplania problemów lotnych. Skroplone problemy trafiały do butelek. Parę wyjątkowo dokuczliwych problemów w błękitnych mundurach, mieszkało w domu po drugiej stronie płotu. Ale zasadniczy poczywał głębiej w ziemi...

: 20 lip 2006, 23:31
autor: chruscik
A nie lepiej hafilipie :) dac cytat z danej ksiazki, nie podpisac go i mamy quiz :)

: 20 lip 2006, 23:45
autor: hafilip84
mozna robic i tak i tak ;) ale watpie zeby jakos duzo osob moglo odpowiedziec skad jest jest powyzszy ;) no nie liczac tych, ktorzy uwaznie czytali inne tematy :>

: 20 lip 2006, 23:53
autor: mobil one
"Im bardziej zaglądał do środka,tymbardziej go tam nie było"...
;-)

: 21 lip 2006, 0:00
autor: hafilip84
cos mi sie z Puchatkiem kojarzy :)

: 21 lip 2006, 9:42
autor: Bastian
[quote="Maurice Druon, "Lew i lilie", wyd. Kraków, 1991"]Robert d'Artois, w którym żadna sprawa nie budziła odrazy, podjął udać się do Vincennes i dać do zrozumienia Karolowi Pięknemu, że dni jego są policzone i winien wydać kilka zarządzeń (...).

- Wszyscy jesteśmy śmiertelni, wszyscy, zacny mój kuzynie - mówił tryskający zdrowiem Robert, a jego potężny krok wstrząsał łożem konającego.[/quote]

: 21 lip 2006, 9:51
autor: Tm
[quote="Julio Cortazar "Opowieści o kronopiach, famach i inne historie""] Famy, aby zachować wspomnienia, balsamują je w sposób następujący: przytwierdziwszy wspomnienie przy pomocy włosów i znaków, od stóp do głów owijają je w czarne prześcieradło i ustawiają pionowo pod ścianą salonu z kartonikiem: "Wycieczka do Quilmes" albo "Frank Sinatra".
Natomiast kronopie, te stworzonka letnie i nieporządne, rozrzucają wspomnienia po domu pośród okrzyków wesołości, a same łażą między nimi, a kiedy się na nie natkną, głaszczą je pieszczotliwie i mówią: "Nie zniszcz mi się tylko" albo: "uważaj na schodki". A to wszystko dlatego, że domy fam są uporządkowane i ciche, a u kronopiów jest wielki bałagan i trzaskanie drzwiami. Sąsiedzi zawsze skarżą się na kronopiów, zaś famy kręcą głowami wyrozumiale i idą sprawdzić, czy kartoniki są na swoich miejscach.[/quote]

: 21 lip 2006, 9:55
autor: mobil one
hafilip84 pisze:cos mi sie z Puchatkiem kojarzy
=D> =D> =D>

: 21 lip 2006, 12:17
autor: Gronostaj
Edward Stachura, "Jeden dzień" [w]: "Opowiadania", Czytelnik, Warszawa 1982, t. 2- fr.

"... Dobre lato. Można usiąść gdzieś, na chodniku albo w polu się położyć, wszystko jedno, zamknąć oczy, a słońce dobre, ciepłe opada na powieki, całe lato masz na powiekach, bo lato to jest słońce dobre, ciepłe..."

"... Znowu boli. Znowu się to odzywa. Szeroko tak. Nieraz miałem coś takiego przy muzyce słuchając, a szczególnie przy śpiewaniu z chórami z tyłu odlegle. Tak, na pewno wtedy coś podobnego do teraz. Nie tyle może, ale podobnie. Szczególnie jak chóry wchodziły w muzykę czy w śpiewanie jednego. Tak wyrastały powoli z tyłu czy z boków, miękko i we mnie wtedy też coś się rozciągało, podnosiło się coś i chyliło jak trawa lub pola żytowe, kiedy wiatr. Tak, wiatr. Wiatr podnosił mi się mi się tam w środku przy muzyce słuchając i przy chórach nad wyraz. Ale czemu on bolał, ten wiatr? Czemu on boli, ten wiatr szeroki, bo tak mnie boli szeroko! Jak gdyby wielkie chóry nieprzeliczone zastępy otaczały mnie wkoło i ponad kołem głowy jeszcze i tym swoim śpiewaniem bolesnym przepastnym rozciągały mi serce na wszystkie strony świata promieniste..."

"...Tak. Nadzieja jest niedobra. Wiara jest dobra. Najlepsza. Ja wierzę niezmiernie. Ze wszystkich moich głębin wierzę głęboko. Ktoś mnie kiedyś odkryje na pewno. Wiem. Zawsze to wiedziałem. Kiedyś będzie dobrze. Kiedyś będzie tak, że ani jedna zmora nie będzie nade mną wisiała. Ani jedna panika nie będzie mnie ścigać, nie będzie mnie przeganiać z miejsca na miejsce. Nic mi nie będzie przesłaniać jasnego widoku. Ani jedna czarna pieczęć. Zawsze to wiedziałem. Dlatego wszystko wytrzymam. Najgorsze. Dlatego mogą sobie dyndać teraz zmory nad moją głową, raz wyżej, raz niżej. Tylko że nieraz tak blisko dyndają, że aż strach mnie ogarnia, szaleństwo mnie starszne ogarnia bojaźliwe, że nei daj Chryste Panie, jak jestem blisko końca końców. Ale to nie jest najgorsze jeszcze, bo wiara moja głębinowa zawsze wygrywa w końcu końców ostatecznym. Najgorsze są inne chwile, inne chwile dziejów: strachu wtedy nie mam najmniejszego, zmory mnie nie gnębią, nic, smutku też nie czuję, żadnego zmartwienia, wszystko jest właściwie dobrze jakby, nie myślę o niczym, i to jest właśnie to, o to właśnie chodzi, bo oto głowa zaczyna mi odchodzić gdzieś daleko, od wszystkiego, co znam, czego nie znam, ale sobie wyobrażam, co mogę sobie wyobrazić. Nie jest to marzenie, bo nie widzę obrazów wymarzonych, zresztą nie mogę, bo nie mam głowy. I nie wiem, gdzie ona jest. W gwiazdach się ona nie obraac, bo to jest dla niej chleb powszedni, to gdzie się ona obraca? Ale to nie jest najgorsze jeszcze. W ogóle to nie jest ani najgorsze, ani najlepsze, ani w ogóle nic, bo nie mam głowy, jak już powiedziałem. Najgorsze są chwile potem. Kiedy głowa powraca na miejsce z wędrówki nieznanej pozagrobowej. Te chwile. To są chwile beznadziejne. Ale najgorsze, że to są chwile bez wiary, muszę to powiedzieć, bez wiary wielkiej głębinowej w tamtego, który mnie odkryje. Muszę to powiedzieć i muszę powiedzieć, że mówię o tym bez skruchy, ale tak jest. O, tak. To są chwile beznadziejne. To są chwile bez wiary. Ratuje mnie tylko własne miłość wtedy, własne ubóstwianie, wiara w siebie jedynego. Mam twarz odwróconą do okna ciągle, czoło do szyby przyklejone, a myśli moje miłosne zanoszę do siebie samego..."

A ten ostatni fragment pochodzi z rozdziału pt. "Nocna jazda pociągiem" :)

: 21 lip 2006, 12:20
autor: Bastian
Brrr, nie trawię Stachury...

: 21 lip 2006, 12:24
autor: Gronostaj
Bastian pisze:Brrr, nie trawię Stachury...
A ja lubię bardzo, bardzo :)

: 22 lip 2006, 12:21
autor: Paweł_K
A mój będzie bardzo długi, ale za to trafnie oddający sposób pisania autora. Książka liczy sobie 20 lat, z pewnością mało kto o niej słyszał. Ta książka to klasyczny dowód na to że "nie ocenia się książki po okładce", która to (jak i tytuł) sugeruje że to powieść pornograficzna. Nic bardziej mylnego, choć "nie jest lekturą polecaną cnotliwym panienkom". Jest to po prostu tragi-groteskowa opowieść o przygodach polskich Gastarbeiterów w RFN. A więc do rzeczy :
[quote="Andrzej Rodan "Okolice Porno Shopu""]
...Kilka lat temu z trzema przyjaciółmi jechałem ze Słupska do Ustki. Było ciepło, słonecznie, nastroje równie pogodne. Lekko nabuzowani alkoholem jechaliśmy na plażę. Gdzieś tak w połowie drogi, Horst, który prowadził auto nagle wyhamował. Grupa robotników remontowała drogę. Rozebrani do pasa, opaleni, spoceni walili w asfalt oskardami. Inni szarpali się z młotem pneumatycznym. Obok dużej kupy żwiru i kamieni stał walec drogowy i buchająca ogniem, śmierdząca smołą maszyna. Odkręciliśmy okna i spoglądaliśmy na robotników. Niektórzy z nich przerywali pracę na moment naszego przejazdu. Na poboczu stał niski facecik w garniturku i białej koszulce. W ręku ściskał ceratową teczkę. Nie pomnę już dziś, który z nas pierwszy wychylił się przez okno i rynkął :
- WOŁY ROBOCZE ! Do roboty !
Inny z nas, być może byłem to ja, podochocony bezkarnością, siedzieliśmy w samochodzie i nie dogoniliby nas ani pieszo ani walcem ani tą piekielną maszyną zamieniającą smołę w asfalt, dorzucił rozkazująco:
- Hej ! Wy muły ! Czapki z głów jak jaśniepaństwo jedzie
I posypaly się radosne okrzyki, igraszki słowne, harce i swawole
- Ty z teczką ! Uważaj bo ci młot pneumatyczny wsadzę w dupsko
- Ouuu... Obiecanki cacanki
- Rusz się tłuku...
- Do roboty ! Za co ja podatki płacę.
- Wy frajerzy z pompką w nosie !
Przezorny Horst dodał gazu i po chwili wskoczyliśmy na wolny odcinek szosy pozostawiając za sobą zaskoczonych robotników. W bezpiecznej odległości ryczeliśmy ze śmiechu, kiedy nasze auto zrobiło dziwne "pyr, pyr, pyr", gibnęło się parę razy w rachitycznych drgawkach i... stanęło. Do drogowców z opóźnieniem docierała informacja że mamy awarię. Przypuszczali, że przedłużamy zabawę z odległości stu metrów. Dopiero, gdy nasz kierowca wyskoczył na szosę, podniósł maskę samochodu i zaczął grzebać w silniku, był to dla nich sygnał do odwetu. Zaczęła się szarża lekkiej brygady. Złapali za oskardy, łopaty, rozkruszony asfalt, kamienie, łomy i ciężkim kłusem ruszyli w naszą stronę. Facet w garniturku w biegu wyciągał z teczki jakiś przedmiot, który z daleka wyglądał jak młotek lub francuski klucz. Tuż za nim dwóch wypasionych byków z gołymi torsami dźwigało wiadro, z którego wylewała się gorąca smoła. W powietrzu rozszedł się zapach linczu.
- Kurwa ! - wrzasnął Horst - Oni nas zabiją !
Wyskoczylismy z samochodu. Nie mieliśmy żadnych szans. Tylko uklęknąć i modlić się o zmiłowanie, potop, łaskę bożą, lub zbawcze trzęsienie ziemi. Pierwsze kamienie padały już nie opodal auta. Drogowcy zwiększyli tempo. Błyskały w słońcu ostrza śmiercionośnych narzędzi. Chlupotała złowieszczo smoła. Ceratowa teczka lśniła niczym polowy sztandar.
- Pchajcie auto ! - wył Horst. - Pchajcie !
Wskoczył za kierownicę. Pchaliśmy samochód tak jakby to było piórko. Na plecach czuliśmy oddech rozwścieczonej tłuszczy a w mózgach ostrza łopat. Po kilkunastu metrach silnik zawarczał... zgasł... i znów zaskoczył
Wskakiwaliśmy w biegu. Jeden na drugiego, włócząc nogami po asfalcie i chowając głowy pod zbawczą tarczę blachy. Celny kamień rozwalił tylną szybę. Ciśnięta łopata uderzyła w karoserię. Po dachu waliły kawałki asfaltu i kamienie. Pięć metrów, dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt - oddalaliśmy się od zdesperowanej grupy. Widmo samosądu zniknęło za najbliższym zakrętem. Do Słupska wracaliśmy w milczeniu, nadkładając ponad sześćdziesiąt kilometrów.
Przed Słupskiem pierwszy odezwał się Horst:
- Widziałem już siebie z rozłupanym łbem i tych dwóch jak mi leją do środka wrzącą smołę...
- Wrzący olej jest podobno łagodniejszy w takich przypadkach - sprostowałem
- Widzieliście tego ich kierownika z teczką. Wysforował się do przodu. Ciągnął jak ruski messerschmidt. Pierwszy. Zanim bym zginął to bym mu przypierdolił pompką
- Na tym polega mądrość klasy robotniczej. Na straty spisują inteligencję. Potem tworzą nową. Własną. W kolejnej sytuacji kryzysowej historia powtarza się od początku.

Od tej pory z najwyższym uznaniem wyrażałem się o ludziach dobrej roboty. Nawet jak partolili. I tak było aż do dnia dzisiejszego
[/quote]

: 03 sie 2006, 3:51
autor: hafilip84
gdyby w naszym swiecie rzemien poszedl w ruch... kto wie czy elektrycznosc juz by sie tak rozpowszechnila... :)
[quote="Andrzej Sapkowski "Czas Pogardy" - saga wiedźmińska, t. II"]-Wali w Thanedd - potwierdził niziołek. - To najwyższy punkt w okolicy. Ta wieża na wyspie, Tor Lara, cholernie ściąga pioruny. W czasie porządnej nawałnicy wygląda tak, jakby stała w ogniu. Aż dziw bierze, że się nie rozleci...
- To magia - stwierdził z przekonaniem trubadur. - Wszystko na Thanedd jest magiczne. Nawet sama skała. A czarodzieje nie lękają się piorunów. Co ja mówię! Czy wiesz, Bernie, że oni potrafią łapać pioruny?
- A jużci! Łżesz, Jaskier.
- Niech mnie grom... - poeta urwał, niespokojnie spojrzał na niebo. - Niech mnie gęś kopnie, jeśli kłamię. Powiadam ci, Hofmeier, magicy łapią pioruny. Na własne oczy widziałem. Stary Gorazd, ten, którego później zabili na Wzgórzu Sodden, złapał kiedyś piorun na moich oczach. Wziął długaśny kawał drutu, jeden koniec uczepił na czubku swej wieży, drugi zaś...
- Drugi koniec drutu trza by w butlę włożyć - zapiszczał nagle kręcący się po ganku syn Hofmeiera, malutki niziołek z czupryną gęstą i kręconą jak baranie runo. - W szklany gąsior, taki, w jakim tatko wino pędzą. Pierun po drucie do gąsiora smyknie...
- Do domu Franklin! - wrzasnął farmer. - Do łóżka spać, ale już! Wnet północ, a jutro pracować trza! A niech no ja cię schwycę, gdy w czas burzy koło gąsiorów albo drutów majdrujesz, będzie rzemień w robocie! Dwie niedziele na dupie nie usiądziesz! Petunia, weźże go stąd! A nam jeszcze piwa przynieś![/quote]

: 03 sie 2006, 21:40
autor: Ikarus 5780
Buszujący w zbożu :
nie wiem czy przytaczam słowo w słowo :

" Dla człowieka niedojrzałego znamienne jest że pragnie wzniośle umrzeć dla jakiejś sprawy, dla dojrzałego zaś, że chce skromnie dla niej żyć"

: 03 sie 2006, 21:42
autor: Kleszczu
Ikarus 5780 pisze:Buszujący w zbożu :
Genialna książka.